Słowo umowa śmieciowa nikogo nie obraża, praca na niej - już tak [list]
My - tysiące sprzedawców, pracowników call center, wreszcie zwykłych robotników - jesteśmy pozbawieni elementarnego bezpieczeństwa. Nie możemy planować naszego życia na dłużej niż tydzień do przodu. Jak w tych warunkach mamy zakładać rodziny i wychowywać dzieci?
Likwidacja "umów śmieciowych" nie oznacza, że wszyscy pracodawcy zatrudniający w tej formie nagle zmienią się. Oznacza to, że zwolnią pracowników zatrudnianych w ten sposób, a ci zasilą szeregi bezrobotnych (ok. 2 mln osób). Podobny rezultat przyniesie podwyżka płacy minimalnej. Pracodawcy zwolnią część ludzi, bo nie będą mieli pieniędzy, by płacić im więcej. Taki efekt przyniosą postulaty socjalistów!
Tego nie opublikowała Gazeta Wyborcza
Nie chcemy być pokoleniem śmieciowym!
Z ciekawością śledzę debatę "Gazety Wyborczej" w temacie umów śmieciowych.Jako koordynator ogólnopolskiej kampanii "STOP umowom śmieciowym!" poczułem się w obowiązku zabrać głos. I przedstawić opinię wielu młodych Polek i Polaków pracujących na umowach śmieciowych, lecz nie zarabiających na nich 7,5 tys. zł miesięcznie jak jedna z uczestniczek tej dyskusji, Pani Weronika Frota. Bo większość pracujących na umowach śmieciowych haruje na nich nie za tysiące złotych, lecz za miskę ryżu.
Kto chce - szuka sposobu, kto nie chce - szuka powodu!
Śmiech mnie pusty bierze, gdy czytam narzekaczy "ojojoj, nie wiem co będzie jutro, mam śmieciową umowę, jak mam wychowywać dzieci, a pakiet socjalny, a płatny urlop, a w tej Polsce to sami oszuści, a bo to Polska właśnie, a co za chory kraj....."
NIGDY nie byłem zatrudniony na umowę o pracę. Kilka razy miałem przyjemność być zatrudniony na umowę zlecenie. Obecnie prowadzę (od 1997 roku) działalność gospodarczą. Nie mam urlopów macierzyńskich, płatnych zwolnień, gwarancji zatrudnienia. Bywałem raz pod wozem, raz na wozie, ścigał mnie komornik, gnębił mnie ZUS . Ale nigdy nie narzekałem, tylko robiłem swoje. Obecnie (odpukać w niemalowane) zarabiam kilka (czasem "naście ") "średnich krajowych" miesięcznie, i choć dalej "nie mam gwarancji zatrudnienia" a mój czas pracy waha się od 2 do 20 godzin dziennie, w życiu nie zamieniłbym działalności na umowę o pracę ze "stabilną" (hehehe) podstawą.
Co to za mit w ogóle - umowa o pracę = stabilność zatrudnienia? Co, Święty Piotr daje certyfikat że firma zatrudniająca nie splajtuje, albo nie zwolni za 3-miesięcznym okresem wypowiedzenia???
Leśny Dziadek, witaj w klubie! Przepracowałam 10 lat na etacie za wszawe grosze. Teraz prowadzę własny biznes i zatrudniam ludzi wyłącznie na umowy cywilno-prawne. Nikt i nic nie zmusi mnie do tego, abym zatrudniała na umowy o pracę. Bo po pierwsze nie stać mnie na to (sama za siebie muszę płacić na ZUS prawie 1000 zł miesięcznie), po drugie nie chcę się wiązać z pracownikiem na stałe (w Polsce łatwiej wziąć rozwód niż rozstać się z pracownikiem zatrudnionym na umowę o pracę na czas nieokreślony), po trzecie pracownikowi na etacie trzeba wypłacić 12 miesięcznych pensji mimo iż pracuje przez 11 miesięcy (płatny miesięczny urlop wypoczynkowy). Dlaczego z prywatnej kieszeni mam przez miesiąc utrzymywać kogoś, z kogo w tym czasie nie mam żadnego pożytku? Nie jestem frajerką.
Wczoraj pan Duda, przewodniczący "Solidarności", powiedział w programie Piotra Kraśki na TVP-1, że on też jest pracodawcą zatrudniającym ponad 100 osób i że nie przyszłoby mu do głowy, aby nie płacić swoim pracownikom składek ZUS. Pan Duda zapomniał tylko dodać, że tym pracodawcą de facto jest NSZZ "S" na czele którego on stoi i że ten pracodawca nie jest jego prywatną firmą tylko organizacją społeczną utrzymującą się głównie ze składek członkowskich. A pan Duda nie jest biznesmenem tylko pracownikiem na etacie przewodniczącego NSZZ "S", choć formalnie jako szef związku jest również pracodawcą, takim samym jak dyrektor w państwowej spółce.
Może niech każdy socjalista nawołujący do likwidacji "umów śmieciowych" najpierw sam przez rok poprowadzi prywatną firmę zatrudniając armię ludzi na umowy o pracę na średniej krajowej, zanim zacznie wypowiadać się na tematy gospodarcze i ekonomiczne. Życzę powodzenia!
Co to za mit w ogóle - umowa o pracę = stabilność zatrudnienia?
Mit, a jakże, podgrzewany przez socjalistów. A kim jest socjalista? Życiowym nieudacznikiem lub cwaniakiem nauczonym żyć na koszt innych.
Likwidacja tzw. umów śmieciowych będzie typowym mechanizmem eurosocjalizmu: ludzie przedsiębiorczy, zaradni i pracowici będą wbrew swojej woli finansować leni, cwaniaków, oszustów i nieudaczników.
Prowadzę działalność gospodarczą i podobnie jak Victoria nie uznaję umów o pracę. Dla mnie Kodeks pracy po prostu nie istnieje, tak z pozycji pracodawcy jak i z pozycji pracobiorcy. Zatrudniam ludzi i sam pracuję wyłącznie na umowach zlecenia lub o dzieło. Obowiązkowe składki na ZUS płacę za siebie sam i nie oczekuję jak socjaliści, aby robił to ktoś za mnie. Swój urlop też finansuję sobie sam, a socjalista oczekuje urlopu płatnego, czyli chce miesięcznego wynagrodzenia za nic nierobienie.
_________________ Tylko człowiek wolny się buntuje,
niewolnicy są posłuszni.
Ze stabilnością zatrudnienia to istotnie mit. Przede wszystkim, jeśli etat jest na czas określony, to nie ma się pewności, że zostanie przedłużony, prawda? Poza tym, pracując na umowę o dzieło, nie muszę płacić najgorszej mafii w Polsce, czyli ZUS-owi.
Z drugiej strony, pracując na etat, mam gwarancję otrzymania pieniędzy za wykonaną pracę, co w wypadku pracownika umysłowego jest dość ważną kwestią. No bo jak zmierzyć jakość pracy człowieka, któremu płaci się za myślenie?
O co mi chodzi: na przykład, dwa lata temu pracowałem nad koncepcją serii podręczników. Praca ta polega m.in. na przeczytaniu wszystkich (!) podręczników konkurencji, jakie istnieją, opisaniu w tzw. planie wynikowym tego, co ma być w podręczniku (czyli niejako muszę już wymyślić jego treść i wygląd), znalezieniu autorów i wielu innych drobiazgach, których nie chce mi się wymieniać. Praca ta do lekkich, łatwych i przyjemnych nie należy i zajęła mi około miesiąca. I na etacie wiem, że mi za to zapłacą. A na umowę o dzieło... ostatnio wykonałem podobną pracę, będąc zatrudnionym właśnie w ten sposób. Ostatecznie, dostałem o połowę mniej pieniędzy, niż była mowa na początku, gdyż za ten etap pracy nie dostałem za to ani grosza ze względu na "niemożność jej zmierzenia". Nikt mi nie wmówi, że pracodawca postąpił uczciwie.
Podsumowując - etat ma swoje zalety, bo wiem przynajmniej, że za wykonaną pracę dostanę wypłatę. Pracując na umowę o dzieło, trzeba nieźle się wykłócać o pieniądze, co kosztuje nieraz trochę zdrowia.
_________________ Kłodzko-Wałbrzych - najpiękniejsza kolej świata.
Leśny dziadek, Victoria, Pirat - nie wiem, czym się zajmujecie. Może w Waszych branżach istotnie takie formy zatrudnienia są najlepsze.
Ale niie wszędzie i pisanie ogólnie o "płaceniu za nic" etatowemu robolowi na urlpoie, jest chyba przesadą.
Ja np. nie chciałbym jeździć koleją, gdyby dyżurnym pozwolono pracować na trzy umowy zlecenia, na trzech różnych nastawniach - czasowo by się wyrobili, prawda?
W umowach, które podsuwacie swoim podwykonawcom, kalkulujecie, że 6-8 godzin na dobę śpią?
Pensję miesieczną też można spokojnie wyliczyć jako wynagrodzenie za 11 miesięcy i wypłacać przez 12.
I tak się to chyba robi w dobrze przemyślanym biznesie, nie?
Ze strony pracobiorcy - wysokość płacy, podobnie jak i kwota na umowie zleceniu, czy o dzieło, są znane przed podpisaniem. Tu i tu ocenia, czy mu się opłaci i albo podejmuje pracę albo nie.
Sekundując rozwojowi małych firm, ostatniego Wam nie życzę.
Nieudaczników nie ma tylu, co leni.
Ci wzięliby się do roboty, gdyby musieli.
Problemem nie są same umowy zwane śmieciowymi, czy zapowiedzi ich likwidacji. Problem powstał znacznie wcześniej, a jest nim w ogóle mieszanie się urzędasów do jakiegokolwiek rynku. To - w ich mniemaniu - "regulacyjna" rola administracyjnych na- i zakazów psuje równowagę, jaką każdy rynek - także pracy - potrafi sobie sam wypracować.
W tym kontekście, faktycznie permanentnie tkwimy w Kisielowym socjaliźmie, który "bohatersko walczy z problemami nieznanymi w żadnym innym ustroju".
Końca nie widać...
Likwidacja umów „śmieciowych” to kradzież na pracownikach i przedsiębiorcach
Jednym ze skutków wprowadzenia zapowiadanego przez premiera Donalda Tuska „ozusowania” umów cywilnoprawnych, które ma na celu wyciągnięcie z kieszeni Polaków dodatkowych 8 mld zł, może być wzrost bezrobocia o 300 tysięcy osób w ciągu roku.
– Określenie „umowy śmieciowe” jest wyjątkowo niefortunne. Żadna umowa nie jest „śmieciowa”, każda zobowiązuje do czegoś tych, którzy się pod nią podpisali (lub dokonali ustaleń ustnych). Nazywanie umów cywilnoprawnych, np. umów o dzieło, „śmieciowymi” ma zapewne sugerować, że są one nic nie warte, wadliwe.
Dziesiątki maili, wpisy na forum i wielkie emocje. To efekt naszych publikacji o umowach cywilnych.
Prosiliśmy czytelników gazety i internautów o opinie o umowach cywilnych - czy jest to pożyteczne rozwiązanie, czy próba oszukiwania pracowników. I odpowiedzi pokazują, jak trudne jest zdefiniowanie problemu. Wasze doświadczenia i opinie są bardzo różne. Widoczna jest grupa zażartych przeciwników umów cywilnych. Oni używają terminu "śmieciówki". Wielu czytelników zwraca uwagę, że to łamanie prawa.
Jednym ze skutków wprowadzenia zapowiadanego przez premiera Donalda Tuska „ozusowania” umów cywilnoprawnych, które ma na celu wyciągnięcie z kieszeni Polaków dodatkowych 8 mld zł, może być wzrost bezrobocia o 300 tysięcy osób w ciągu roku.
To dlaczego rząd nie jest zatrudniony na umowach cywilno - prawnych jeśli to takie korzystne dla społeczeństwa...
W Hiszpanii umowami śmieciowymi bronili się przed bezrobociem. Okazało się, że to nic nie pomaga. Udało się jedynie tym sposobem problem bezrobocia odłozyć w czasie, dla następnej ekipy rządzącej krajem. A jak jest teraz w Hiszpani z pracą to chyba wie każdy Europejczyk.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum